niedziela, 16 lutego 2014

[01]

    Zmierzając przez puste ulice obrębów miasta, trafiłam na ten dom. Wysoki, przyjemny, typowy dla każdej idealnej rodziny. Niechętnie doszłam do drzwi, ciągnąc za sobą torbę. Wchodząc do środka zauważyłam zadbany korytarz. Przelatując wzrokiem po kolejnych drzwiach ujrzałam numer 3. Najwidoczniej było to, to miejsce, w którym rozpoczynałam nowe życie, lecz nie na długo. Miało być to chwilowe. Nie wiązałam z tym dużej części mojego życia. W środku znajdowało się wszystko o czym marzyła przeciętna, dwudziestoletnia, dojrzała dziewczyna. Nowe, dębowe meble. Mała, lecz przytulna kuchnia, skórzana kanapa w salonie, który łączył się z kuchnią, szklany stół i wielki telewizor. Wejście do sypialni nie posiadało drzwi. Wzięłam głęboki oddech. Lubiłam ten zapach, zapach nowości. Nowego startu. Oparłam się o framugę drzwi i przejechałam po niej dłonią. Wszystko było takie piękne. Położyłam torbę na łóżku, a ono wygięło się. Otworzyłam ją i wyjęłam zdjęcia, żadne z nich nie było prawdziwe. Widniała na nich wymyślona przeszłość, nadająca wiarygodności. Posiadały one tak wiele sztucznych uśmiechów. Żaden z nich nie był prawdziwy. Ten chłopak, będzie kolejną, szybką przygodą, opierającą się na pieniądzach.

    Nareszcie trafiłam pod adres liceum, który był napisany na karteczce. Najwidoczniej to było to miejsce. Ludzie zmierzali do budynku, z torbami na plecach. Chowając małe zdjęcie do kieszeni spodni ruszyłam w stronę szkoły. Wiedziałam, że pierwsze dni były najważniejsze, pierwsze wrażenie. Musiałam go wyczuć, sprawić, że będzie chciał mnie poznać.

   Wchodząc do szkoły, poczułam na sobie wzrok paru osób. Było ich niewiele, nikogo nie obchodziła nowa uczennica. Każdy miał swoje własne sprawy. Idąc przez korytarz można było usłyszeć jak jeden z chłopaków niegrzecznie zagwizdał. Podniosłam do góry jeden kącik ust, chociaż nie lubiłam takich sytuacji, lecz to była po części też moja wina. Ubrałam się w skąpy top i ciasne jeansy. Miałam nadzieję, że blondyn będzie jednym z tych bezczelnych chłopaków lecących na piersi, tyłek i nogi. Kazano mi udać się do dyrektora, po niezbędne informacje, lecz jak zawsze, były zbędne. Dostałam kluczyk od szafki numer 237, pudło rzeczy z nadrukami szkoły "Sheffield". Według dyrektora, moja klasa miała być przyjemna, ale kogo to obchodziło. To była kwestia czasu, kiedy się z nią pożegnam.

    Otworzyłam szafkę i włożyłam do niej książki. Następnie pudło i wyciągnęłam z niego skórzaną bejsbolówkę, z godłem szkoły. W środku szafki przykleiłam lusterko i jedno z szczęśliwych zdjęć, z mojej torby. Poprawiłam usta szminką i naciągnęłam top, chcąc uwidocznić biust. Zagarniając włosy do przodu, zamknęłam szafkę i ruszyłam do klasy. Usiadłam w ostatniej ławce, z dziewczyną o ciemnej karnacji. Nie chciałam narażać się na pytające spojrzenia, lecz niestety nie udało się.
- Jesteś nowa? - nagle spytała dziewczyna z mojej ławki. Przewróciłam oczami, mając ruch wymiotny na samą myśl o nudnej rozmowie, która za pewnie mnie czekała.
- Tak. - odpowiedziałam szybko i odwróciłam wzrok, mając nadzieję, że nie będzie dalej ciągnąć rozmowy. 
- Jestem Alexa. - uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Rose. - odwzajemniłam uśmiech dosyć nieudolnie. - Wiesz może kiedy jest najbliższy mecz koszykówki? -  nie mogłam zapomnieć, aby znaleźć chłopaka. Minęło już wystarczająco dużo czasu.
- Dzisiaj, dopiero zaczął się sezon. - dziewczyna zaangażowała się i szybko wyciągnęła telefon. - Na ósmej lekcji. Mamy wtedy chemię. - ściągnęła brwi. Och, proszę. Niech nie udaje, że jest jej przykro.
- Cholera. - syknęłam i zaczęłam stukać paznokciami o biurko. - Ile trwa mecz? - odwróciłam się w jej stronę, marszcząc czoło.
- Dwie godziny. - automatycznie przestałam stukać paznokciami.
- Będę miała czas. - podciągnęłam jeden kącik ust i założyłam nogę na kolano.

    Nie mam pojęcia, czy ten zegarek był taki leniwy, żeby przeskakiwać wskazówkami, czy to mi leciał tak wolno czas. Przez rozmowy z Alexą, - na które nie miałam ochoty - starsza pani, która chyba nie miała ochoty żyć, nakazała mi zostać na dodatkowe godziny. Może jej się nie spodobałam, może to, że do niej się uśmiechnęłam, nie chciałam o tym rozmyślać, bo właśnie zostało dwadzieścia minut meczu. Dzwonek chyba przestraszył się tych niemiłych słów, które wypowiadałam w myślach i zadzwonił. Zdążę. Wstałam i pośpiesznie ruszyłam na mecz. Kiedy dotarłam przed hale, zobaczyłam, jak głośni ludzie wychodzą zajęci z sali. Zaczęłam się przepychać aby wejść i udało mi się. Weszłam do środka i nie było tam nikogo. Zimno uderzyło w moje gołe ramiona i skrawek brzucha.
- Cholera. - szepnęłam sama do siebie i przechodząc po schodach, słysząc odgłos własnych butów usiadłam na jednym z miejsc. Większość świateł nagle zgasła i zostało zapalone tylko parę na środku boiska. Schyliłam głowę i schowałam twarz w rękach. Właśnie zmarnowałam bardzo ważny dzień, świetnie.  Nagle usłyszałam odgłos odbijającej się piłki, który stopniowo się zwiększał. Echo sprawiało, że cała hala odczuwała kolejne uderzenia piłki. Do piłki doszły też piski butów, powoli podniosłam głowę. Czarne nike na nogach, drużynowe spodenki, goły tors, umięśnione ramiona i miodowe włosy.
- Kurwa. - chłopak wymamrotał po tym jak jego rzut okazał się niecelny. Złapał zwinnie piłkę i znów to zrobił. Udało mu się. Piłka odleciała, a on łapiąc ją odwrócił się, a na jego usta wkradł się delikatny uśmiech. Piłka szybko odbiła się i znalazła się w jego drugiej ręce. Stając tak, abym miała widok na jego plecy wykonał kolejną próbę, kolejny raz była celna. Kiedy piłka nie zajmowała już jego uwagi podszedł do ławki, gdzie zwykle siedzieli rezerwowi i wyciągając z torby ręcznik, wytarł nim swoje swój tors. Każdy jego kawałek był idealnie wypracowany. Znajdując wodę, napił się jej  i jednorazowo wylał na swoje ciało, delikatnie rozcierając. Niezgrabnie wplótł palce w swoje włosy pozostawiając je w nieładzie. Zapiął torbę i wolno podnosił swoje spojrzenie, które po chwili utkwiło we mnie. Zadziorny uśmiech wkradł się na jego twarz, którą po chwili schylił.
- Trochę spóźniłaś się na mecz kochanie, chyba, że chciałaś pooglądać tylko mnie. - znowu podniósł głowę i popatrzył się na mnie. Nie wiedziałam, że będzie pewny siebie. Zarzucił ręcznik na swoje ramię i ruszył w moim kierunku. - Podejrzewam, że to drugie. - zaśmiał się niegrzecznie. Był coraz bliżej. Nie odezwałam się ani słowem, tylko wpatrywałam się na niego z zaciekawieniem. Był wystarczająco blisko, abym przypatrzyła się jego twarzy. Teraz mogłam zauważyć kolczyk na jego ustach i dołeczek w podbródku. Kładąc torbę na ziemi, usiadł obok mnie.
- Myślałam, że kapitanowie drużyn nie pudłują. - szepnęłam i rzuciłam na niego spojrzenie. Nie patrzył się na mnie. Kiedy dotarło do niego co właśnie powiedziałam, zaśmiał się lekko.
- A ja myślałem, że słodkie dziewczyny są grzeczne. - wreszcie na mnie spojrzał, jego spojrzenie bez pośpiechu jechało od dołu, w górę. Szczególną uwagę zwrócił na górną partię mojego ciała. Jego oczy wyglądały jakby same chciały zrzucić moje włosy z kości obojczykowych. Następnym punktem zaczepienia, były usta, którym także przeznaczył wystarczającą ilość czasu. Delikatnie zwilżył dolną wargę, po czym chwycił zębami swój kolczyk. - Ale, takie właśnie lubię. - finałem wędrówki jego spojrzenia były moje oczy. Wpił się w nie, jakby chciał w nich wyczytać wszystko co mógł. Sprawił, że jego oczy nakazywały mi na siebie patrzeć. W pewnym momencie po prostu przestały to robić. Chłopak wstał, zabierając swoje rzeczy. - Zostajesz? - spytał, śmiejąc się. Nie kazałam mu czekać. Wstałam i wyszłam z sali, z chłopakiem. Zgasił światła i zamknął drzwi na klucz. Szliśmy przez pustą szkołę bez słowa.
- Zawiozę Cię do domu, jest późno. - blondyn, który dalej był bez koszulki rzucił. Nie miałam pojęcia dlaczego chciał to zrobić. Nie wiedział o mnie praktycznie nic.
- Do domu mam blisko. - odpowiedziałam mu. Nie mogłam być za bardzo uległa. 
- Więc starczy mi paliwa. - zaśmiał się, myśląc, że się go boję. Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało.Wyszliśmy na zewnątrz, nagie ciało chłopaka automatycznie drgnęło. Poczułam nieprzyjemny chłód uderzający w moje ramiona. Niall poprowadził nas do czarnego Range Rovera i otwierając bagażnik, włożył do niego torbę, lecz zanim to zrobił wyciągnął z niej koszulkę i założył ją niechlujnie. Zamknął bagażnik i podszedł do moich drzwi otwierając je. - Nie bój się mała, nie gryzę. - jego kącik ust podniósł się do góry, a jego twarz przybrała niegrzeczny wyraz. Wsiadłam do auta, a on po chwili zrobił to samo. Odpalił auto i rzucił mi spojrzenie i oblizał usta.
- Więc gdzie mieszkasz? - spytał, skupiony na kierownicy.
- Wadsworth Ave - podałam mu nazwę ulicy. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, był taki skupiony kiedy prowadził. Ciągle nawilżał swoje usta językiem. Jego palce od czasu do czasu stukały w kierownice. Zmieniając biegi, żyły na jego rękach stawały się jeszcze bardziej widoczne. Koszulka, którą na sobie miał, seksownie opinała się na jego torsie.
- Czemu się tak na mnie patrzysz? - skupienie znikło z jego twarzy i pojawiło się na niej rozbawienie. Na moje policzki wylał się róż. - Nie rozumiem dlaczego tak mało mówisz. - zaśmiał się cicho i zmienił bieg. Też tego nie rozumiałam. Powinnam już dawno rozwinąć rozmowę, ale nie potrafiłam.Wstydem było przyznanie się, że mnie zawstydzał.
- Jestem nowa. - wytłumaczyłam się. Chłopak spojrzał na mnie, znowu analizował mnie od dołu w górę, zatrzymując się w tych samych miejscach.
- Jeśli byś chciała... - jego wzrok powędrował z mojej klatki piersiowej na oczy. - Nasza drużyna ma cheerleaderki. - jego dłoń przezornie zgarnęła moje włosy z ramienia. - Pasujesz do nich. - ponownie jego brudne spojrzenie przeleciało całe moje ciało. - Podobała byś mi się tam. - złapał zębami swój kolczyk.
- Kiedyś byłam cheerleaderką. - uśmiechnęłam się do niego uroczo, co wyraźnie mu się spodobało. Lekko podniósł brew i rozweselił się. Kłamstwo.
    Auto zgasło. Dostrzegłam znajomą ulicę. Odwróciłam się w stronę chłopaka i podziękowałam mu uśmiechem. Nacisnęłam klamkę drzwi, a one otworzyły się. Postawiłam czarny obcas na ziemi, wzdrygając się z zimna.
- Jest zimno. - chłopak niezgrabnie rzucił na moje kolano skórzaną bejsbolówkę. - Dzisiaj jest impreza z okazji naszego zwycięstwa. Przyjadę po Ciebie o dziewiątej. - oznajmił kiedy wyszłam już z auta. - Do zobaczenia kochanie. - puścił mi oczko i podciągnął niegrzecznie jeden kącik ust. Zamknął drzwi i odjechał. Dym wyłonił się spod opon, a pisk zagłuszył całe osiedle. Tej nocy będę seksowna jak nigdy. 


~ x ~

Gotowe! Przepraszam, że tak długo czekaliście, ale chciałam nazbierać trochę czytelników. 
Może nie spodziewaliście się, że Niall będzie niegrzeczny, no ale niespodzianki zawsze są dobre.
Zapraszam do zakładki "Informowanie", "Bohaterowie" i do obserwowania.
Rozdziały będę starać się dodawać co jeden - dwa tygodnie. 

MAM NADZIEJĘ, ŻE BLOG WAS ZACIEKAWI, BO MAM NAPRAWDĘ WSPANIAŁE POMYSŁY! 

Jeśli czytasz napisz w komentarzu chociaż "sdjkdffgfgd" chcę wiedzieć, że tu jesteś!

arisniall